Sobotnie popołudnie.
Porządki zrobione, lodówka zapełniona ....,wolność weekendowa..
Jeszcze pranie zrobić i fajrant.
Zerkłam kontem oka na NIEGO , a on w swych niezmiennych , domowych , ściuchranych (fajne słowo i nie wiem , czy wystepuje w jezyku polskim) ciuchach....pręży się na czyściutkiej ,
jasnej narzucie.
"Kochanie , ciuszki raz dwa dawaj"
Oczywiście zastałam opór , bo zawsze można dobrudzić, bo drewno do rąbania, bo coś na zewnątrz domu. do zrobienia ...Dobrudzę.No nie!
Włączyłam piękną muzyczkę, zakręciłam biodrem....i mówię "ściągaj swoje ciuszki , zacznij od bluzki ....,no dalej spodnie zrzucaj szybko ....."Chwyciło!
On już w zenicie , a ja niedbale rzucam " robię pranie , dobrze,ze zdjąłeś , to się dorzuci"
Nie odzywa się do mnie trzeci dzień....Foch męski.
Z czystym sumieniem powiem, chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze.
Grazynko , popłakałyśmy się z koleżanką Dorotką. Uwielbiamy Cię w tym wykonaniu ��
OdpowiedzUsuńSamo życie przecież tutaj, ale miło mi.
OdpowiedzUsuńNie płakać , śmiać się proszę , jeśli jest z czego !