czwartek, 20 lutego 2020

" S  A  N  A  T  O  R  I  U  M :  radości, miłości i zdrowotności"


I ja też tam byłam, miód i wino piłam, a co zobaczyłam?...,to Wam trochę opowiem.
Czego się nie zrobi, żeby ratować zdrowie, albo je utrzymać.
Dostałam wyczekiwane skierowanie do sanatorium.
Płakałam wyjeżdzając, nie wyobrażałam  sobie rozstania,  jak ja wytrzymał bez domu
 i rodziny całe trzy tygodnie.
Mąż odstawił mnie na dworzec  i z niezadowoleniem wsiadłam z walizami do przedziału.
Dosiadłam się do dwóch kobiet, którym dobrze z oczu patrzyło.
Jakieś 10 minut wystarczyło, żeby wiedzieć,  że Halinka i  Tereska  jadą
w to samo miejsce co ja. One - weteranki można rzec, były już kilka razy .
Ja nowiciuszka, nieświadoma niczego.
Już  w drodze do miejscowości dowiedziałam się, że  nie ma sukienek na wieczorki,
 a moje adidasy nijak się mają do tańców.
Już w pociągu ustaliłyśmy, że jeśli to będzie możliwe bierzemy pokój razem.
Hura, udało się  zamieszkać we trójkę ( i to był jeden z nielicznych dni , kiedy
 kobiety widziałam trzeźwe) .
- Grażyna - słuchaj! pierwszy dzień najważniejszy, musisz kogoś wyczaić, bo potem
będzie za późno- pamiętaj!
- ale ja...mam męża i ja nie po to tu?....
-a myślisz, że my nie mamy mężów, też mamy. To jak se uważasz, żebyś potem nie żałowała.

Pierwszy dzień - integracja,
drugi dzień integracja u facetów,
trzeci dzień integracja u nas w pokoju  (Zdzisiek nie był w stanie wyjść  o własnych siłach z pokoju , więc nocował -został mi w głowie widok rozebranego do majtek w łódeczki -pamiętam do dziś).
Oczywiście leczenie w borowinie, masaże i inne cudowności -  były. A wieczorem życie kwitło.

Ludzie o kulach, z chorymi kolanami czasem, po operacji kręgosłupa - ruszają w miasto
- proszę wieczorem wyszykować się na tańce, idziemy grupą.
Kule poszły w kąt, kolano ratowane liściem kapusty przykryła spódnica z falbanami
- zaczepiłam biegnącego po schodach w górę  mężczyznę,
- a Pan nie z nami ( jeden z młodszych tu - dodam)
wykręcił się do mnie i powiedział, że innym razem ( dodam, że w ostatniej chwili
zauważyłam, że pod szyją  miał koloratkę- nieraz wzdychałam do księdza z
 "Ptaków Ciernistych Krzewów"- marząc w ciszy o roli głównej i takiej miłości)
To się wyrwałam - jak zawsze.
Tańce super, powodzenie było - nie powiem , nawet jeden utwór zadedykowany dla mnie
osobiście( ale czad powiedziałaby młodzież)
Wybija 22, prawie jak na bajce o Kopciuszku, wszyscy biegiem do budynku sanatoryjnego,
biegliśmy jeden przez drugiego, Kryśce podałam rękę, żeby zdążyła, bo drzwi zamkną.
Ale się umordowałam tym relaksem i joggingiem zarazem.  Pot leciał po ciel

Moje lokatorki utknęły w pokoju na dobre...
W sanatorium większość z nas szukała  zdrowia,  ktoś inny miłości , a jeszcze inny
chwili relaksu w fajnym towarzystwie.
Przyznam ,że niedobrze, że  księdza nie było na tych tańcach, oj szkoda.......
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz