Pusto wszędzie, głucho wszędzie. Taki weekend za nami,
nie pierwszy pewnie i nie ostatni.
Otacza nas rzeczywistość, którą trudno ogarnąć.
Słowo "koronawirus" jest odmieniane w kilkunastu przypadkach.
Każdy kanał: telewizyjny, radiowy, sąsiedzki kanał balkonowy,
gorąca linia komórkowa- mówią o świrusie.
Jak z filmu science fiction akcja dzieje się nie obok nas,
za szybą szklanego ekranu, ale realnie w naszym życiu niestety.
Krócej pracuję i biegiem do domu, bez oglądania się na boki,
czy za siebie. Jadę , otwieram bramę, psy radośnie merdają ogonem,
ruszam dalej, widzę auto męża już stoi w garażu.
I zaczyna się jazda, otwieram drzwi i dochodzą mnie
dziwne dżwięki. Miał być za cztery godziny, a ja miałam być za dwie.
Ale nowa sytuacja epidemii wprowadziła zmiany w naszym życiu.
Nakryłam "dziada" -pomyślałam.
Coraz bardziej sapał i jęczał i wydawał dziwne odgłosy.
Burza myśli krążyła mi po głowie.
Pewnie wala się z jakąś rudą, wyczochram za kudły babę.
Biegiem po schodach i do celu. A on ze sztangą w ręcach
i zmęczony, upocony, zadowolony z siebie-sapie!
- czas mam, to ćwiczyć zaczynam, a co?
- a myślałam, że walasz się z rudą po podłodze.
Nowa sytuacja, nowe doświadczenia.
Dzieci z rodzicami próbują się poznać.
Mąż z żoną próbuje się dogadać, bo dawno nie mieli okazji
tak oko w oko. Ludzie się poznają, od nowa.
Bez wyprawy do marketu, kina, teatru, kościoła i znajomych
życia trzeba się uczyć- od nowa.
Dzieci się będą rodzić i pewnie rozwodów przybędzie.
ABYŚMY ZDROWI BYLI, czego Wam i sobie życzę!
Jak zwykle świetnie się Ciebie czyta🙂👏
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetnie się Ciebie czyta🙂👏
OdpowiedzUsuń