O szczególnej ostrożności słyszę to tu, to tam.
Wirus gdzieś szaleje, ale staramy się, żeby nie spędzał nam snu z powiek.
Jadę samochodem do miejsca mojego codziennego postoju, a tuż obok właśnie
wyrósł w oka mgnieniu cyrk. Taki z prawdziwego zdarzenia, wiele miejsc siedzących
jeden przy drugim niemal. Ale fajnie. Wirus raczej nie powinien się dostać do środka.
Tam są ludzie i zwierzęta otoczone kopułą bezpieczeństwa. Widzę zbliżający się tłum.
Fakt, że cyrk uczciwy, bo w nazwie "Korona"....., więc nic tu nie zaskoczy.
Co innego przychodnia. Tu na bezpieczeństwo nie można liczyć.
Założyć maseczkę, czy nie? Niby na świeżym powietrzu czekam - to nie trzeba na powietrzu,
ale to już przedprzychodnia jest, więc pewnie tak- nosek zakryć trzeba? HM?
Ot dylemat jest. Idę na badania tzw.okresowe, a tutaj ku mojemu zdziwieniu tzw.szlaban.
W drzwiach przychodni pojawia się co kilka minut kobieta, która odpowiada na pytania
oczekującego w napięciu tłumu:
- kiedy moja kolej, Pani sprawdzi mi ?
- do ginekologa chciałam, boli mnie jajnik, kiedy mnie przyjmie?
- ucho mnie boli, laryngolog już dojechał?
- Pani zerknie na wyniki badań( i ta czyta głośno- cholesterol w stanie krytycznym jest....400)
Odpowiada Pani od ruchu, tzw. główna ruchowa tego miejsca
- Pani powie pesel to zapiszę Panią
- jeszcze raz, jaki, cooooo? nie słyszę!
- pesel chciałam......i numer telefonu.....
Życie uliczne nabiera rumieńców. Ja pierdzielę, w pół godziny wiem , kto ile ma lat, kto jest samotny, kto ma trochę kasy, a z kim nie warto wchodzić w relacje, bo kupa chorób wisi w powietrzu. I ta głucha od chorego ucha dyktuje na pół ulicy w świetle ustawy o RODO i wielu innych
ustaw swoje dane wrażliwe, a każdy ucho zdrowe nadstawia i już wie, co można z takim peselem zrobić. Ja stoję i czekam niecierpliwie. Boje się zapytać, bo wtedy i "ruchowa" zaczęłaby mnie wypytywać na ulicy. Mój pesel nie jest powodem do ulicznego obnoszenia się nim.
Co chwila dochodzi ktoś zdezorientowany i nas zagubionych jest tu już przynajmniej 30 tu.
Mianowałam siebie przewodniczącą tej przychodniowej kolejki.
Nawiązuje liczne relacje. Poznałam kobietę, która stała o kulach, stała i czekała.
Zaczęłyśmy rozmowę, polonistka emerytowana.
Co chwila mnie poprawiała, kiedy ja krzyczałam do każdego przybywajacego kolejkowicza:
-stoimy na dworzu, ten Pan w zielonym jest ostatni
-Pani nauczycielka mnie poprawiała
- nie mówi się na dworzu, tylko na dworze
- acha, myślałam, że słowo " na dworze" używa się w połączeniu
na dworze cesarskim, na dworze zamkowym, a kawałek chodnika przed przychodnią ,
to trzeba mówić odważnie "na dworzu stoję i nikt mnie nie ruszy-kuźwa"
I słucham dalej:
- kochana moja, męża nie mam, syn umarł, sama jedna zostałam, mieszkanie mam duże
i wiek mam konkretny, pora umrzeć będzie i co z tym mieszkaniem zrobić? Ożywiłam się.
Zastanawiałam się, czy na taki tekst ta kobieta od chorego ucha nie ozdrowiała. Mieszkanie do przejęcia było przecież w zasięgu słuchu......
Rozmowa się rozkręcała. Nie mogłam już zapanować nad nowymi pacjentami, bo moim zadaniem było skupić się na uczciwym słuchaniu.
Do naszej grupki dochodzili nowi ludzie i rozmawiali. Po 40 minutach znałam już 70% osób w kolejce. Miałam dość danych, żeby się z nimi zaprzyjaźnić, wejść do rodziny, czy przejąć spadek.
Kiedy już wybiła moja kolei żal było się rozstać.
Na końcu doszedł przystojny mężczyzna i jak z rozmowy wynikało, był samotny.
No, niejedna mogłaby pomyśleć o nim jak o potencjalnym kandydacie na męża lub kochanka.
Wiadomym jest, że kościół katolicki informuje, że zdrady małżeńskie powyżej 60 roku życia traktowane są nie w kategorii grzechu, a bardziej cudu. Gdyby tak pocudować?......
cdn.
Wirus gdzieś szaleje, ale staramy się, żeby nie spędzał nam snu z powiek.
Jadę samochodem do miejsca mojego codziennego postoju, a tuż obok właśnie
wyrósł w oka mgnieniu cyrk. Taki z prawdziwego zdarzenia, wiele miejsc siedzących
jeden przy drugim niemal. Ale fajnie. Wirus raczej nie powinien się dostać do środka.
Tam są ludzie i zwierzęta otoczone kopułą bezpieczeństwa. Widzę zbliżający się tłum.
Fakt, że cyrk uczciwy, bo w nazwie "Korona"....., więc nic tu nie zaskoczy.
Co innego przychodnia. Tu na bezpieczeństwo nie można liczyć.
Założyć maseczkę, czy nie? Niby na świeżym powietrzu czekam - to nie trzeba na powietrzu,
ale to już przedprzychodnia jest, więc pewnie tak- nosek zakryć trzeba? HM?
Ot dylemat jest. Idę na badania tzw.okresowe, a tutaj ku mojemu zdziwieniu tzw.szlaban.
W drzwiach przychodni pojawia się co kilka minut kobieta, która odpowiada na pytania
oczekującego w napięciu tłumu:
- kiedy moja kolej, Pani sprawdzi mi ?
- do ginekologa chciałam, boli mnie jajnik, kiedy mnie przyjmie?
- ucho mnie boli, laryngolog już dojechał?
- Pani zerknie na wyniki badań( i ta czyta głośno- cholesterol w stanie krytycznym jest....400)
Odpowiada Pani od ruchu, tzw. główna ruchowa tego miejsca
- Pani powie pesel to zapiszę Panią
- jeszcze raz, jaki, cooooo? nie słyszę!
- pesel chciałam......i numer telefonu.....
Życie uliczne nabiera rumieńców. Ja pierdzielę, w pół godziny wiem , kto ile ma lat, kto jest samotny, kto ma trochę kasy, a z kim nie warto wchodzić w relacje, bo kupa chorób wisi w powietrzu. I ta głucha od chorego ucha dyktuje na pół ulicy w świetle ustawy o RODO i wielu innych
ustaw swoje dane wrażliwe, a każdy ucho zdrowe nadstawia i już wie, co można z takim peselem zrobić. Ja stoję i czekam niecierpliwie. Boje się zapytać, bo wtedy i "ruchowa" zaczęłaby mnie wypytywać na ulicy. Mój pesel nie jest powodem do ulicznego obnoszenia się nim.
Co chwila dochodzi ktoś zdezorientowany i nas zagubionych jest tu już przynajmniej 30 tu.
Mianowałam siebie przewodniczącą tej przychodniowej kolejki.
Nawiązuje liczne relacje. Poznałam kobietę, która stała o kulach, stała i czekała.
Zaczęłyśmy rozmowę, polonistka emerytowana.
Co chwila mnie poprawiała, kiedy ja krzyczałam do każdego przybywajacego kolejkowicza:
-stoimy na dworzu, ten Pan w zielonym jest ostatni
-Pani nauczycielka mnie poprawiała
- nie mówi się na dworzu, tylko na dworze
- acha, myślałam, że słowo " na dworze" używa się w połączeniu
na dworze cesarskim, na dworze zamkowym, a kawałek chodnika przed przychodnią ,
to trzeba mówić odważnie "na dworzu stoję i nikt mnie nie ruszy-kuźwa"
I słucham dalej:
- kochana moja, męża nie mam, syn umarł, sama jedna zostałam, mieszkanie mam duże
i wiek mam konkretny, pora umrzeć będzie i co z tym mieszkaniem zrobić? Ożywiłam się.
Zastanawiałam się, czy na taki tekst ta kobieta od chorego ucha nie ozdrowiała. Mieszkanie do przejęcia było przecież w zasięgu słuchu......
Rozmowa się rozkręcała. Nie mogłam już zapanować nad nowymi pacjentami, bo moim zadaniem było skupić się na uczciwym słuchaniu.
Do naszej grupki dochodzili nowi ludzie i rozmawiali. Po 40 minutach znałam już 70% osób w kolejce. Miałam dość danych, żeby się z nimi zaprzyjaźnić, wejść do rodziny, czy przejąć spadek.
Kiedy już wybiła moja kolei żal było się rozstać.
Na końcu doszedł przystojny mężczyzna i jak z rozmowy wynikało, był samotny.
No, niejedna mogłaby pomyśleć o nim jak o potencjalnym kandydacie na męża lub kochanka.
Wiadomym jest, że kościół katolicki informuje, że zdrady małżeńskie powyżej 60 roku życia traktowane są nie w kategorii grzechu, a bardziej cudu. Gdyby tak pocudować?......
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz