środa, 9 grudnia 2020

Wyginam śmiało ciało"

Ogólnie rzecz biorąc jestem zdrowa.
Można by dyskutować, czy na każdym polu, ale mam wiedzę, że jakoś się trzymam. 
Piszę sporo o wizytach lekarskich, ale przydarzały mi się one na przełomie
moich sędziwych lat. Pisze do mnie kolega  po latach, czytając bloga
" widzę, że masz kłopoty ze zdrowiem..." 
I pewnie w jego oczach tracę, no bo niby fajna babka, ale taka schorowana.
Oto małe sprostowanie, wbrew wszystkiemu mam się dobrze(póki co).
Testament jeszcze nie napisany, bo myślę że mam jeszcze dużo czasu. 
Ale kto to zgadnie, kiedy zajrzy do mnie  "zegarmistrz światła - purpurowy"
i powie "wybiła Twoja ostatnia godzina"- poleciałam tekstem ulubionej "Neonówki".
Na tą chwile zdrowa, ale na przegląd i modernizację  warto zajrzeć tu i tam.
Ponieważ nie mam teleporady u ginekologa, musiałam odwiedzić go  osobiście.
Na drzwiach czytam:
- wizyta, nie dłużej niż 15 minut
już w poczekalni zaczynam zdejmować szalik, bo czas leci
- cena.....zależy? .....210 zł i inne .
Już żałowałam, że to zima jest i ciuchów dużo. Zejdzie się z tym rozbieraniem.
Co mnie podkusiło, żeby tyle warstw zarzucić. 
- dzień dobry, co Pani jest, proszę się rozebrać!
No i patrzę  na zegarek, cholerne 7 minut przeleciało z wiatrem,
 zostało tylko 8 minut wizyty i magiczne 210 zł  do zapłaty.
 Muszę przyspieszyć ruchy. Siadam tu, siadam tam, wyginam śmiało ciało.
Na tą chwilę jest dobrze, ufff! Czuję się lepiej po usłyszeniu tych słów. 
No trudno, nie analizuję, ile fajnych rzeczy można kupić za takie pieniądze. 
Warto było zrobić przegląd, do którego namawiam wszystkie kobiety. 
I czeka mnie jeszcze wizyta u lekarza specjalisty, gdzie czekałam 6 miesięcy na wizytę. 
Mam stresa, że coś wypadnie? Ja nawalę, albo moja zaplanowana
 na konkretny dzień i godzinę Pani doktor będzie akurat miała biegunkę,
 nie przyjdzie do pracy. Wyjazd 6 rano, zajmę dobre miejsce w przychodni szpitalnej. 
U wrót szpitala wojskowi i herszt bandy, kobieta z silnym głosem pokrzykuje na wszystkich. 
Ktoś musi ogarnąć tłum w pandemii.  Zdezynfekowana, z termometrem na czole, czekam 
za wizytą. Pani doktor nie pojawia się, czekam końca. Urlop mam celowy.
Godzina poślizgu, niby przeprasza, ale - co to da?. 
Ciesze się, ze jest-urlop mi nie przepadnie na oczekiwaniu na cud nieprzybycia.
Wchodzę i na magiczne pytanie:
- co Panią do mnie sprowadza- odpowiadam
- chciałabym dożyc setki i Pani w tym rola. 
Zdanie klucz, które pozwala podnieść lekarzowi głowę zza swoich papierów.
Bada, pyta i przepytuje. Wie o mnie więcej, niż ja sama.
I znów wyginam śmiało ciało, niech bada. 
Uff! Nie jest źle! Z ulgą wracam zadowolona do wyjścia, a tam mundurowi 
radośnie nawiązują lekką rozmowę. Nie, to nie oni , to ja przecież zaczepiam.
Nie chciałabym kiedyś umrzeć na coś banalnego, skoro już zaliczyłam
tyle przeróżnych wizyt dla ratowania zdrowia i życia. 
Covid niech też mnie omija szerokim łukiem. 
W czasach paniki zarażę  ludzi spokojem. 
No i żyć, pełną piersią, żeby wstyd było opowiadać, 
ale przyjemnie powspominać. 





 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz