wtorek, 19 maja 2020

"Pełnowartościowy członek rodziny"

Wczoraj było do dupy, dzisiaj jest do dupy i jutro pewnie też tak będzie.
czyżby wreszcie upragniona stabilizacja?.
Czemu takie słowa w moich ustach? Nasz owczarek właśnie stracił życie.....
Kiedy my mieszczuchy przeprowadzilismy się  na wieś pewnego wspaniałego dnia, a dokładnie 13 lat temu, wtedy  pojawił się w nim piękny i mądry owczarek Maks. Był  on wyznacznikiem tego dobrego czasu. Śmiało można było powiedzieć, że to był  nowy członek naszej rodziny.
Rodzina jest zaraz po zdrowiu najważniejszą wartością w życiu. Dla mnie jest!
Niebawem po tym jak do nas trafił zdarzyło się, że  z naszej winy wybiegł  za ogrodzenie
i  potrącony przez samochód, walczył o życie.
Kiedy pies walczył o życie, ja szukałam sprawcy tego zdarzenia, żeby "mu nawtykać"
Na wsi, po nocy, w nowym dla mnie miejscu trafiłam do domu, w którym mieszkał
właściciel samochodu. Poszłam tam z awanturą, bo pies został zostawiony sam sobie
 na kilka godzin, do czasu kiedy my wrócilismy z pracy.
To było 6 godzin. Uciekł spod maski samochodu gdzieś przed siebie. Szukaliśmy go długo.
Nie swoim obyczajem obrzuciłam kierowcę przeróżnymi epitetami. Ulżyło!
Wiem, że wina moja, ale trzeba być człowiekiem. Co jak co, ale ja mam silne poczucie sprawiedliwości. Okazało się później, że to nie był ten kierowca tylko jego syn
i jemu właśnie się oberwało. Konflikt z sąsiadem gotowy.
Pies trafił  do weterynarza,  miał rany i dużo szycia. Lekarz powiedział :
-jeśli przeżyje noc to już będzie żył i żył.
Czuwaliśmy przy nim wszyscy. A nastepnego dnia miałam egzamin na prawo jazdy.
Zdenerwowana sytuacją, bo sąsiad zgłosił mnie na policję, w obliczu niepewności ,
czy pies przeżyje pojechałam na egzamin. Było mi wszystko jedno, byle szybko
załatwić temat  i do domu. Wspomniałam egzaminatorowi:
- Panie, raz dwa co mam tam robić, bo dziś  jadę się  zameldować na policję i czasu nie mam
 i zrozumiał I tak było objechałam szybko wszystkie konieczne manewry,
 bez rozczulania i...zdałam. Szcześliwa wycałowałam faceta porządnie i raz i drugi i końca nie było.
Musiał zainterweniować, bo pewnie bym nie skończyła tych czułości.
Wróciłam do domu, a tam Maks wykazywał duże chęci do życia. W oczekiwaniu na policję zadzwoniłam i okazało sie, że te epitety pod adresem sąsiada "to jednak za mała szkodliwość czynów" i wszystko skończyło się dobrze.
Sąsiad po kilku spotkaniach  poznał mnie bardziej i stwierdził:
-sasiadka, jeśli kiedyś bedziesz startowała w wyborach ja zawsze zagłosuję  na Ciebie ,
 nie znając nawet twojego programu. I to jest zaufanie.
I Maks żył sobie długo i radośnie...do wczoraj.
Był chory i jeszcze zakrwawiony, pełen woli życia gonił swojego odwiecznego wroga-kota.
Taka historia. Zawdzięczam mu znacznie więcej niż lojalnośc i oddanie.
Dzięki niemu  pojednałam się z sąsiadem i dzięki niemu  przezwyciężyłam  stres zwiazany z egzaminem na prawo jazdy. Zawsze wiedziałam, że jest wielki!
Nasz pełnowartościowy członek rodziny. Będzie nam ciężko.....
"Nie bójmy się lat, które przemijają, to one nam przeciez madrości dodają
wiele rzeczy w życiu przychodzi z wiekiem, człowiek  cały czas uczy się,
byc człowiekiem!"
A może jednak spróbuję swoich sił w wyborach? "Ranczo" widziałam i wiem, co robić trzeba...











1 komentarz:

  1. "daj łapę Max naszczęście łapę mi podaj, ja takiej łapy nie widziałem w życiu , na bezszelestną cichą noc w pogodę , choć poszczekamy razem przy księżycu" Moje epitafium dla Maxa.

    OdpowiedzUsuń