Co miesiąc rachunki płacę za prąd, a są dni że energii życiowej brak.
Zerkam w okno, szaro-buro. Słońce się gdzieś schowało i dupa. Trzeba czerpać energię
z różnych innych źródeł. Pomyślałam, że mój smutny umysł nie może mi dać wesołego myślenia
A jak mowa o energii, to i o rachunkach trzeba wspomnieć. Nasuwa mi się refleksja,
że życie nie bajka rachunki płacić trzeba.
Kogo to obchodzi, że kryzys , że wirus, że inne wydatki. Termin wybije i niema zmiłuj.
Zdarzyło się kiedyś w czasie urlopu - dodam, że zaplanowałam dużo fajnych rzeczy do zrobienia,
a tu nie ma prądu, nic nie jarzy. Myślałam, że chwilowe, ale jednak nie.
Dzwonię na infolinię energetycznego z dużą skalą nerwów, nastawiona bojowo,
- Panie, nie mam prądu od 3 godzin co to ma znaczyć?
a tam głos młodego chłopaka;
- Droga Pani, jest mi bardzo przykro z powodu Pani niezadowolenia
nie czytała Pani karteczki, powiesiliśmy na tablicy na wsi, dziś cały dzień nie będzie,
chciałem przeprosić za zaistniałą sytuację, ale mamy awarię.
- no, ale na miłość boską, nie może tak być. Jaka karteczka i kto to czyta na wsi codziennie?
- jeszcze raz przepraszam za zaistniała sytuację.....
Ja mu wrzucam , a on coraz grzeczniej i grzeczniej.
Przeprasza, a przeprasza. Ja chciałam podyskutować, a może i nawet upuścić sobie nerwów,
a on anielskim głosem przeprasza. Ale nerwy mi popsuł, że bezkonfliktowy był.
Na infolinii trzeba posadzić kogoś do dyskusji, bo ten młodziak swoim ciepłym głosem dopiero podniósł mój poziom agresji. Nie omieszkałam powiedzieć
- Panie, kariery Pan tu nie zrobisz!....
Rachunki płacę, chyba że zapomnę, to może zdarzyć się poślizg.
Mąż pyta razu pewnego:
- zapłaciłaś ten ostatni rachunek za energię, co leżał na stole?
Hm? myślę, który to był ostatni i czy w ogóle, ja go widziałam ?
Do tematu wracał kilka razy. Obszukałam cichcem wszystko w poszukiwaniu papierka,
nie znalazłam. Na chybił - trafił zapłaciłam rachunek, żeby nerwów nie było.
I z głowy. Spotykam sąsiadkę, a ona do mnie
- kochana, widziałaś może inkasenta, nie było go jakoś dawno?
- to duże rachunki przyjdą za taki długi okres czasu!
Okazało się, że zapłaciłam rachunek, którego jeszcze nie było, tak dla świętego spokoju.
Spokój miałam ?Miałam! Mąż zadowolony.
Czytam porady małżeńskie i biorę sobie do serca:
NIE MÓW , ŻE JEST W BŁĘDZIE... NIECH MU LEPIEJ BĘDZIE!.
A KTO RADY NIE POSŁUCHA , SZCZĘŚCIE ZMĄCI BYLE MUCHA.
Zerkam w okno, szaro-buro. Słońce się gdzieś schowało i dupa. Trzeba czerpać energię
z różnych innych źródeł. Pomyślałam, że mój smutny umysł nie może mi dać wesołego myślenia
A jak mowa o energii, to i o rachunkach trzeba wspomnieć. Nasuwa mi się refleksja,
że życie nie bajka rachunki płacić trzeba.
Kogo to obchodzi, że kryzys , że wirus, że inne wydatki. Termin wybije i niema zmiłuj.
Zdarzyło się kiedyś w czasie urlopu - dodam, że zaplanowałam dużo fajnych rzeczy do zrobienia,
a tu nie ma prądu, nic nie jarzy. Myślałam, że chwilowe, ale jednak nie.
Dzwonię na infolinię energetycznego z dużą skalą nerwów, nastawiona bojowo,
- Panie, nie mam prądu od 3 godzin co to ma znaczyć?
a tam głos młodego chłopaka;
- Droga Pani, jest mi bardzo przykro z powodu Pani niezadowolenia
nie czytała Pani karteczki, powiesiliśmy na tablicy na wsi, dziś cały dzień nie będzie,
chciałem przeprosić za zaistniałą sytuację, ale mamy awarię.
- no, ale na miłość boską, nie może tak być. Jaka karteczka i kto to czyta na wsi codziennie?
- jeszcze raz przepraszam za zaistniała sytuację.....
Ja mu wrzucam , a on coraz grzeczniej i grzeczniej.
Przeprasza, a przeprasza. Ja chciałam podyskutować, a może i nawet upuścić sobie nerwów,
a on anielskim głosem przeprasza. Ale nerwy mi popsuł, że bezkonfliktowy był.
Na infolinii trzeba posadzić kogoś do dyskusji, bo ten młodziak swoim ciepłym głosem dopiero podniósł mój poziom agresji. Nie omieszkałam powiedzieć
- Panie, kariery Pan tu nie zrobisz!....
Rachunki płacę, chyba że zapomnę, to może zdarzyć się poślizg.
Mąż pyta razu pewnego:
- zapłaciłaś ten ostatni rachunek za energię, co leżał na stole?
Hm? myślę, który to był ostatni i czy w ogóle, ja go widziałam ?
Do tematu wracał kilka razy. Obszukałam cichcem wszystko w poszukiwaniu papierka,
nie znalazłam. Na chybił - trafił zapłaciłam rachunek, żeby nerwów nie było.
I z głowy. Spotykam sąsiadkę, a ona do mnie
- kochana, widziałaś może inkasenta, nie było go jakoś dawno?
- to duże rachunki przyjdą za taki długi okres czasu!
Okazało się, że zapłaciłam rachunek, którego jeszcze nie było, tak dla świętego spokoju.
Spokój miałam ?Miałam! Mąż zadowolony.
Czytam porady małżeńskie i biorę sobie do serca:
NIE MÓW , ŻE JEST W BŁĘDZIE... NIECH MU LEPIEJ BĘDZIE!.
A KTO RADY NIE POSŁUCHA , SZCZĘŚCIE ZMĄCI BYLE MUCHA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz